Bye bye, Miss American Pie
Jesienią 1971 roku utwór Dona McLeana American Pie
wszedł do zbiorowej świadomości, a ponad trzydzieści lat później wciąż jest
jednym z najszerzej dyskutowanych utworów muzyki popularnej, jakie kiedykolwiek
wyprodukowano. U szczytu swojej popularności w 1972 roku osiągnął szczyty list
przebojów Billboard 100 w ciągu kilku tygodni sprzedając ponad 3
milionów egzemplarzy, a jak na ponad ośmiominutowy kawałek to nie lada wyczyn.
American Pie nie była przeciętną piosenką – raczej śmiało oryginalną,
tematycznie ambitną, co wyróżniało ją spośród natłoku hurtowych utworów. Tworzy
mnóstwo domysłów i debat na temat niesamowitych postaci, jakie miałaby zostać w
niej opisane. I te kontrowersje zostały z nami do dzisiaj. Jednak jeśli
szerokie pole do popisu można odnaleźć przy próbie interpretacji, tak
emocjonalny rezonans jest dość łatwy do odgadnięcia: McLean był bardzo związany
z poruszanymi momentami w kulturze Ameryki i stawia tezę obejmującą okres lat
pięćdziesiątych i sześćdziesiątych – coś straciliśmy i jesteśmy tego świadomi.
Począwszy
od śmierci ikony rock’n’rolla Buddy’ego Holly'ego, a skończywszy na tragicznych
wydarzeniach w Altamont Motor Speedway, jesteśmy w stanie określić ramy
czasowe, o których traktuje cały utwór – od 1959 do 1970. Opowiada o
dekadzie, w której krajobraz amerykańskiej kultury zmieniał się radykalnie,
przechodząc od beztroskiego optymizmu i stosowności lat 50. i wczesnych 60. do
odrzucenia tych wartości na rzecz nowych ruchów politycznych i społecznych,
rozpoczynających swoją ekspansję od połowy lat sześćdziesiątych.
American
Pie wydaje
się mówić o niepewnej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Głośniej – jakby o
wielkich społecznych eksperymentach lat 60., które zapadły się pod ciężarem
własnych, niezrealizowanych utopijnych marzeń – a szeptem – McLean pełen
nadziei wspomina świat, w którym się wychował. I ponieważ 1970 rok dobiegł
końca i nastała nowa rzeczywistość, której stara generacja sock hopu i puddle
skirts kompletnie nie przewidziała; poczucie rozczarowania i straty wzięły
górę. Mogli powiedzieć sobie tylko – nie jesteśmy już tymi ludźmi, którymi
byliśmy kiedyś. Bez powrotu do domu, z bezsilności podejmując wyzwanie, jakim
był ład nowych dni. One już nie były czarne albo białe, te odeszły do
przeszłości, nadszedł czas półprawd, metafor, powściągliwego tańca i muzyki,
opiewającej lub rugającej każde wydarzenie na krańcu świata.
Lata
pięćdziesiąte są czule wspominane jak pewnego rodzaju złoty wiek w historii
Ameryki, beztroski moment, gdy kraj wydawał się być bardziej pewny siebie i
pełen nadziei niż kiedykolwiek wcześniej. Okres niespotykanego dobrobytu
gospodarczego, kiedy większość Amerykanów uwolniona od ograniczeń Wielkiego
Kryzysu i II Wojny Światowej, miała trochę wolnego czasu od niepewności jutra,
żeby po prostu cieszyć się życiem i zabawić. Tak więc w długiej, zawrotnej
paradzie małżeństw, dzieci, samochodów, przedmieść i urządzeń kuchennych,
świętowali osiągnięcie upragnionego American Dream. Nigdy wcześniej
bogactwo narodu nie było tak szeroko rozpowszechnione. Ale entuzjazm ludzi
podczas tych lat był czymś więcej niż tylko dobrobytem, który mogli sobie
zapewnić pieniędzmi – zwycięstwa aliantów w II Wojnie Światowej były wielkimi
moralnymi zwycięstwami narodu tak samo, a ponieważ Stany Zjednoczone wyrosły na
potęgę gospodarczą i polityczną w latach powojennych, duma narodowa osiągnęła
równie wysoki pułap. Amerykanie w półwieczu byli pod wielkim wrażeniem swojego
kraju, co uszczęśliwiło ich na chwilę.
W tej erze dobrej
woli i rosnącej zamożności, niewielu Amerykanów wątpi w zasadniczą dobroć
społeczeństwa. Wszakże to odbiło się na nich nie tylko poprzez ówczesne książki
czy czasopisma, ale nawet mocniej i z większymi wpływami w nowych sitcomach
telewizyjnych. Te – wraz komercyjnymi celami swoich sponsorów – starały się
kształtować aspiracje swoich odbiorców. Większość Amerykanów potrzebowała
małego kierunkowskazu jak chcieliby żyć. Byli bardzo optymistycznie nastawieni
do przyszłości.
The
1950s,
David Halberstam
To
jednak nie może być powiedziane o latach sześćdziesiątych. Tak jak lata 50.
były erą wielkiego optymizmu i pojednania, tak kolejna dekada stała się ich
przeciwieństwem, czarno-białe wartości nowego stanu rzeczy ogarnęły poprzednią
generację – sens zasadniczego dobra społeczeństwa Ameryki – już nie
brzmiał tak głośno i prawdziwie. Wychodząc z kwestii przestrzegania praw
obywatelskich, które wzbierały od czasu II Wojny Światowej, kontynuując dalej
przez niepopularną wojnę w południowo-wschodniej Azji, niezadowolenie z
amerykańskiej kultury wzrosło znacząco, ponieważ zakwestionowano zbyt wiele
założeń społeczeństwa, w którym się stare pokolenie wychowywało:
Prawa
obywatelskie, antywojenne, kontrkultury, kobiety i reszta ruchów tej dekady
narzuciła nam główne kwestie zachodniej cywilizacji – fundamentalne pytania o
wartości, fundamentalne podziały kultury, fundamentalne debaty o naturze
przyjemnego życia.
The Sixties: Years of Hope,
Days of Rage,Todd Gitlin
Zasady się zmieniły. Z muzyką
było tak samo. Amerykańskie wartości ewoluowały w mig, czego najlepszym obrazem
jest ewolucja rock and rolla, ponieważ odszedł on od entuzjastycznej prostoty
lat pięćdziesiątych do bardziej inteligenckiego, obciążonego politycznymi
kwestiami lat 60. Tak więc muzyka odzwierciedlała zmiany w społeczeństwie,
stała się także ich symbolem, tworząc muzyczny portret każdego ważnego punktu
zwrotnego dla kraju: Bob Dylan w bardziej wymagających początkach radykalnych
lat sześćdziesiątych, The Beatles podczas idealistycznego okresu środkowego
tychże lat, aż w końcu The Rolling Stones bliżej anarchicznego końca.
Chociaż
American Pie wydaje się być swego rodzaju kroniką kursu rock’n’rolla, to
nie jest, jak często się sugeruje, suchy katalog muzycznych wydarzeń. Dzięki
posłużeniu się całym doborowym towarzystwem muzycznym lat sześćdziesiątych i
ustawiając ich w kontekście śmierci Buddy Holly’ego zostały uwydatnione
krańcowe różnice – metafory zderzenia wartości: Holly jako symbol szczęśliwej niewinności
lat 50., reszta jako symbol rosnącego niepokoju i rozerwania. I każdy werset
podsumowuje chronologicznie okresy czasu, kolejno: późne lata 50., 1963-66,
1966-68, 1969, 1970.
Utwór można
podzielić na około pięć części: prolog (werset 1), gdzie narrator spogląda ze
wczesnych lat siedemdziesiątych i wprowadza katalizator dla rozwoju fabuły; Akt
1 (werset 2), który wraz z refrenem i wersetem pierwszym, ustanawia piątą
dekadę jako punkt odniesienia dla reszty utworu; Akt 2 (wersety 3 i 4), w której
historia opiera się na konfliktach pojawiających się w latach 60., Akt 3
(werset 5) jako apokaliptyczne apogeum historii oraz epilog (w. 6), coda
piosenki.
Prolog
Kiedy
lata 60. zbliżały się ku końcowi, zastajemy narratora tęskniącego do muzyki
jego młodości i prostego, radosnego ducha, który wraz z nią przychodził. Potem
zwraca uwagę na brzemienne w skutki wydarzenia – śmierć kluczowej postaci dla
historii muzyki, która rozwiała jego radość. Teraz już wiadomo, że tą postacią
jest Buddy Holly, który zginął w katastrofie lotniczej w lutym 1959 roku.
Chociaż
jest to zdecydowanie najprostsza zwrotka w American Pie, jest jednak
kluczowa (wraz z wersetem 2), gdyż przygotowuje nas na dramat, który zostaje
później odegrany. Narrator tęskni za prostszą i bardziej optymistyczną muzyką –
muzyką, która sprawiała, że ludzie się uśmiechają, i która pomaga im zapomnieć
o swoich problemach – i muzyką, która reprezentuje optymizm lat 50. w Ameryce.
Wskazuje również na śmierć Holly’ego i jego owdowiałą narzeczoną, która
w czasie tragedii była w ciąży. Traktuje jego osobę, jako ucieleśnienie i
symbol beztroskiego rock’n’rolla. Te dźwięki i optymizm, który ze sobą niosły,
miały swoje następstwo w psychologii Ameryki lat pięćdziesiątych, a więc Dzień,
w Którym Umarła Muzyka stał się dniem, w którym niewinność i optymizm
umarł. Śmierć Holly’ego i towarzyszy (The Big Bopper, Richie Valens) była dla
niego dniem przełomowym, jakkolwiek paradoksalnie by to brzmiało, i jest osią,
wokół której Amercian Pie będzie się obracać.
Refren
Podstawowy
klucz do zrozumienia American Pie można znaleźć w refrenie.
So bye bye, Miss
American Pie
Miss
American Pie[i]
wzięte jest z powiedzenia as American as apple pie (typowo amerykański).
Przywoływany jest prostszy czas w amerykańskim życiu, kiedy ikony niosły ze
sobą jakieś znaczenie. Można powiedzieć, że ona jest Ameryką mijającej ery, a
narrator właśnie ją żegna.
Drove my Chevy to the levee
But
the levee was dry
Drove
my Chevy to the levee
nawiązuje do jazdy wzdłuż nadbrzeża z serii popularnych reklam
telewizyjnych Chevroleta z 1950 roku, śpiewanych przez Hinah Shore:
Drive your Chevrolet through the
USA,
America's the greatest land of all
On a highway or a road along a levee...
..life is completer in a Chevy
So make a date today to see the USA
And see it in your Chevrolet
America's the greatest land of all
On a highway or a road along a levee...
..life is completer in a Chevy
So make a date today to see the USA
And see it in your Chevrolet
To
właśnie sam Chevrolet w swojej okazałości jest często uważany za ikonę lat
pięćdziesiątych w Ameryce. Także, przejażdżka na nadbrzeże niosła ze sobą
sugestię romansu w samochodzie. Tutaj można się doszukiwać metafory: randka się
skończyła, nadbrzeże jest mokre – ktoś, kto kiedyś kochał, zdradził; coś co
kiedyś dawało mu wsparcie, wyparowało.
Them good old boys were drinkin' whiskey and rye
Singin' "this'll be the day that I die,
This'll be the day that I die."
Singin' "this'll be the day that I die,
This'll be the day that I die."
Wznoszony
zostaje toast za te dobre dni, przez good old boys[ii]
z Lubbock w Texasie, opłakujący śmierć swojego ukochanego syna –
Buddy’ego Holly’ego – śpiewając This'll be the day that I die, co jest
parafrazą wersu Cause that'll be the day when I die z refrenu jego hitu That'll
be the Day, w którym muzyk obawia się najgorszego – utraty miłości.
Więc
Miss American Pie reprezentuje prostszy, bardziej niewinny czas w życiu
Ameryki, ale ten czas przeminął. Cytując Buddy
Holly’ego:
You say you're gonna leave
You know it's a lie
'Cause that'll be the day when I die.
You know it's a lie
'Cause that'll be the day when I die.
[i] *Nazwa samolotu, w
którym zginęli Buddy Holly, the Big Bopper i Ritchie Valen nie nosił nazwy
"American Pie" jak często się zakłada.
[ii] Don McLean mógł
znaleźć inspirację do refrenu American Pie wraz z mało znanym wydarzeniem,
które rzekomo miało miejsce w młodości McLeana: bar zwany The Levee w
jego rodzinnym mieście New Rochelle w stanie Nowy Jork, został zamknięty, we
wczesnej dorosłości McLeana, zmuszając go i jego kolegów od kieliszka do
przejścia przez rzekę do Rye na posiłek. Drove my Chevy to the Levee but the
Levee was dry może zawierać bardziej przyziemne znaczenie jak them good
old boys mogliby pić whiskey w Rye. Wybrałam bardziej symboliczną
interpretację refrenu, ale powyższy pomysł zdaje się również pasować, ale na
poziomie znacznie bardziej osobistym. Ta historia została zbadana i wsparta
bardzo mocno przez Marka Jordana.
Zdecydowana
większość tekstu jest wolnym tłumaczeniem z
tej strony. Kolejna część zostanie wkrótce opublikowana.