rok 2011.
A Z NAMI LECI
ZIEMIA JAK
WYSTRZELONA Z PROCY!*
Jeden z drugim suną chwiejnym krokiem
przed siebie, ramię w ramię, pijany łeb w pijany łeb, z maślanymi oczami i
pomarańczowymi wstążkami na nadgarstkach, mijają paletę kolorów pola
namiotowego. Pijąc zdrowie wszystkich wykolejeńców i całej otaczającej planetę Woodstock,
gnającej w nieludzkim tempie cywilizacji, rozmawiają o sprawach ważnych, przełomowych,
moralnych i banalnych. A to wszystko po zderzeniu poglądów pokoleń na wzgórzu
ASP, wysłuchaniu wielu wywiadów ze znanymi ludźmi i przeprowadzeniu namiętnie
wciągającej konwersacji szaleńców przed TOI TOIem. W ten sposób można połączyć
podwórkową zabawę z rozwojem myśli i poszerzaniem horyzontów. Konfrontacja tego
z muzyką i bawiącymi się w jej takt dziesiątkami czy setkami tysięcy ludzi
przez trzy dni, to jedno z najgłębiej odczuwanych katharsis naszych czasów.
Oj, zaczęło się robić patetycznie, ale
sam Woodstock bynajmniej patetyczny nie jest. No, może pomijając niesamowite
rozpoczęcie wzywające do miłości i pokoju. Uniesienie i nierzeczywiste emocje
wywołane przeżywaniem tego z tysiącami ludzi. Tegoroczny festiwal rozpoczęło
czytanie listu prezydenta do młodych i przelot samolotów wypuszczających dym w
kolorze flagi Polski, zwieńczających swój lot wykonaniem biało-czerwonego serca
na niebie. To rusza za duszę!