wtorek, 19 marca 2013

Bye Bye Miss American Pie



Bye bye, Miss American Pie

 Jesienią 1971 roku utwór Dona McLeana American Pie wszedł do zbiorowej świadomości, a ponad trzydzieści lat później wciąż jest jednym z najszerzej dyskutowanych utworów muzyki popularnej, jakie kiedykolwiek wyprodukowano. U szczytu swojej popularności w 1972 roku osiągnął szczyty list przebojów Billboard 100 w ciągu kilku tygodni sprzedając ponad 3 milionów egzemplarzy, a jak na ponad ośmiominutowy kawałek to nie lada wyczyn. American Pie nie była przeciętną piosenką – raczej śmiało oryginalną, tematycznie ambitną, co wyróżniało ją spośród natłoku hurtowych utworów. Tworzy mnóstwo domysłów i debat na temat niesamowitych postaci, jakie miałaby zostać w niej opisane. I te kontrowersje zostały z nami do dzisiaj. Jednak jeśli szerokie pole do popisu można odnaleźć przy próbie interpretacji, tak emocjonalny rezonans jest dość łatwy do odgadnięcia: McLean był bardzo związany z poruszanymi momentami w kulturze Ameryki i stawia tezę obejmującą okres lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych – coś straciliśmy i jesteśmy tego świadomi.

Począwszy od śmierci ikony rock’n’rolla Buddy’ego Holly'ego, a skończywszy na tragicznych wydarzeniach w Altamont Motor Speedway, jesteśmy w stanie określić ramy czasowe, o których traktuje cały utwór  – od 1959 do 1970. Opowiada o dekadzie, w której krajobraz amerykańskiej kultury zmieniał się radykalnie, przechodząc od beztroskiego optymizmu i stosowności lat 50. i wczesnych 60. do odrzucenia tych wartości na rzecz nowych ruchów politycznych i społecznych, rozpoczynających swoją ekspansję od połowy lat sześćdziesiątych.
   


American Pie wydaje się mówić o niepewnej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Głośniej – jakby o wielkich społecznych eksperymentach lat 60., które zapadły się pod ciężarem własnych, niezrealizowanych utopijnych marzeń – a szeptem – McLean pełen nadziei wspomina świat, w którym się wychował. I ponieważ 1970 rok dobiegł końca i nastała nowa rzeczywistość, której stara generacja sock hopu i puddle skirts kompletnie nie przewidziała; poczucie rozczarowania i straty wzięły górę. Mogli powiedzieć sobie tylko – nie jesteśmy już tymi ludźmi, którymi byliśmy kiedyś. Bez powrotu do domu, z bezsilności podejmując wyzwanie, jakim był ład nowych dni. One już nie były czarne albo białe, te odeszły do przeszłości, nadszedł czas półprawd, metafor, powściągliwego tańca i muzyki, opiewającej lub rugającej każde wydarzenie na krańcu świata.

Lata pięćdziesiąte są czule wspominane jak pewnego rodzaju złoty wiek w historii Ameryki, beztroski moment, gdy kraj wydawał się być bardziej pewny siebie i pełen nadziei niż kiedykolwiek wcześniej. Okres niespotykanego dobrobytu gospodarczego, kiedy większość Amerykanów uwolniona od ograniczeń Wielkiego Kryzysu i II Wojny Światowej, miała trochę wolnego czasu od niepewności jutra, żeby po prostu cieszyć się życiem i zabawić. Tak więc w długiej, zawrotnej paradzie małżeństw, dzieci, samochodów, przedmieść i urządzeń kuchennych, świętowali osiągnięcie upragnionego American Dream. Nigdy wcześniej bogactwo narodu nie było tak szeroko rozpowszechnione. Ale entuzjazm ludzi podczas tych lat był czymś więcej niż tylko dobrobytem, który mogli sobie zapewnić pieniędzmi – zwycięstwa aliantów w II Wojnie Światowej były wielkimi moralnymi zwycięstwami narodu tak samo, a ponieważ Stany Zjednoczone wyrosły na potęgę gospodarczą i polityczną w latach powojennych, duma narodowa osiągnęła równie wysoki pułap. Amerykanie w półwieczu byli pod wielkim wrażeniem swojego kraju, co uszczęśliwiło ich na chwilę.  


W tej erze dobrej woli i rosnącej zamożności, niewielu Amerykanów wątpi w zasadniczą dobroć społeczeństwa. Wszakże to odbiło się na nich nie tylko poprzez ówczesne książki czy czasopisma, ale nawet mocniej i z większymi wpływami w nowych sitcomach telewizyjnych. Te – wraz komercyjnymi celami swoich sponsorów – starały się kształtować aspiracje swoich odbiorców. Większość Amerykanów potrzebowała małego kierunkowskazu jak chcieliby żyć. Byli bardzo optymistycznie nastawieni do przyszłości. 
The 1950s, David Halberstam

To jednak nie może być powiedziane o latach sześćdziesiątych. Tak jak lata 50. były erą wielkiego optymizmu i pojednania, tak kolejna dekada stała się ich przeciwieństwem, czarno-białe wartości nowego stanu rzeczy ogarnęły poprzednią generację – sens zasadniczego dobra społeczeństwa Ameryki – już nie brzmiał tak głośno i prawdziwie. Wychodząc z kwestii przestrzegania praw obywatelskich, które wzbierały od czasu II Wojny Światowej, kontynuując dalej przez niepopularną wojnę w południowo-wschodniej Azji, niezadowolenie z amerykańskiej kultury wzrosło znacząco, ponieważ zakwestionowano zbyt wiele założeń społeczeństwa, w którym się stare pokolenie wychowywało:


Prawa obywatelskie, antywojenne, kontrkultury, kobiety i reszta ruchów tej dekady narzuciła nam główne kwestie zachodniej cywilizacji – fundamentalne pytania o wartości, fundamentalne podziały kultury, fundamentalne debaty o naturze przyjemnego życia.
The Sixties: Years of Hope, Days of Rage,Todd Gitlin

 Zasady się zmieniły.  Z muzyką było tak samo. Amerykańskie wartości ewoluowały w mig, czego najlepszym obrazem jest ewolucja rock and rolla, ponieważ odszedł on od entuzjastycznej prostoty lat pięćdziesiątych do bardziej inteligenckiego, obciążonego politycznymi kwestiami lat 60. Tak więc muzyka odzwierciedlała zmiany w społeczeństwie, stała się także ich symbolem, tworząc muzyczny portret każdego ważnego punktu zwrotnego dla kraju: Bob Dylan w bardziej wymagających początkach radykalnych lat sześćdziesiątych, The Beatles podczas idealistycznego okresu środkowego tychże lat, aż w końcu The Rolling Stones bliżej anarchicznego końca.

Chociaż American Pie wydaje się być swego rodzaju kroniką kursu rock’n’rolla, to nie jest, jak często się sugeruje, suchy katalog muzycznych wydarzeń. Dzięki posłużeniu się całym doborowym towarzystwem muzycznym lat sześćdziesiątych i ustawiając ich w kontekście śmierci Buddy Holly’ego zostały uwydatnione krańcowe różnice – metafory zderzenia wartości: Holly jako symbol szczęśliwej niewinności lat 50., reszta jako symbol rosnącego niepokoju i rozerwania. I każdy werset podsumowuje chronologicznie okresy czasu, kolejno: późne lata 50., 1963-66, 1966-68, 1969, 1970.

Utwór można podzielić na około pięć części: prolog (werset 1), gdzie narrator spogląda ze wczesnych lat siedemdziesiątych i wprowadza katalizator dla rozwoju fabuły; Akt 1 (werset 2), który wraz z refrenem i wersetem pierwszym, ustanawia piątą dekadę jako punkt odniesienia dla reszty utworu; Akt 2 (wersety 3 i 4), w której historia opiera się na konfliktach pojawiających się w latach 60., Akt 3 (werset 5) jako apokaliptyczne apogeum historii oraz epilog (w. 6), coda piosenki.
 

Prolog

Kiedy lata 60. zbliżały się ku końcowi, zastajemy narratora tęskniącego do muzyki jego młodości i prostego, radosnego ducha, który wraz z nią przychodził. Potem zwraca uwagę na brzemienne w skutki wydarzenia – śmierć kluczowej postaci dla historii muzyki, która rozwiała jego radość. Teraz już wiadomo, że tą postacią jest Buddy Holly, który zginął w katastrofie lotniczej w lutym 1959 roku. 

Chociaż jest to zdecydowanie najprostsza zwrotka w American Pie, jest jednak kluczowa (wraz z wersetem 2), gdyż przygotowuje nas na dramat, który zostaje później odegrany. Narrator tęskni za prostszą i bardziej optymistyczną muzyką – muzyką, która sprawiała, że ludzie się uśmiechają, i która pomaga im zapomnieć o swoich problemach – i muzyką, która reprezentuje optymizm lat 50. w Ameryce. Wskazuje również na śmierć Holly’ego i jego owdowiałą narzeczoną, która w czasie tragedii była w ciąży. Traktuje jego osobę, jako ucieleśnienie i symbol beztroskiego rock’n’rolla. Te dźwięki i optymizm, który ze sobą niosły, miały swoje następstwo w psychologii Ameryki lat pięćdziesiątych, a więc Dzień, w Którym Umarła Muzyka stał się dniem, w którym niewinność i optymizm umarł. Śmierć Holly’ego i towarzyszy (The Big Bopper, Richie Valens) była dla niego dniem przełomowym, jakkolwiek paradoksalnie by to brzmiało, i jest osią, wokół której Amercian Pie będzie się obracać. 


Refren

Podstawowy klucz do zrozumienia American Pie można znaleźć w refrenie.

So bye bye, Miss American Pie

Miss American Pie[i] wzięte jest z powiedzenia as American as apple pie (typowo amerykański). Przywoływany jest prostszy czas w amerykańskim życiu, kiedy ikony niosły ze sobą jakieś znaczenie. Można powiedzieć, że ona jest Ameryką mijającej ery, a narrator właśnie ją żegna. 

Drove my Chevy to the levee
But the levee was dry

Drove my Chevy to the levee nawiązuje do jazdy wzdłuż nadbrzeża z serii popularnych reklam telewizyjnych Chevroleta z 1950 roku, śpiewanych przez Hinah Shore:

Drive your Chevrolet through the USA,
America's the greatest land of all
On a highway or a road along a levee...
..life is completer in a Chevy
So make a date today to see the USA
And see it in your Chevrolet

To właśnie sam Chevrolet w swojej okazałości jest często uważany za ikonę lat pięćdziesiątych w Ameryce. Także, przejażdżka na nadbrzeże niosła ze sobą sugestię romansu w samochodzie. Tutaj można się doszukiwać metafory: randka się skończyła, nadbrzeże jest mokre – ktoś, kto kiedyś kochał, zdradził; coś co kiedyś dawało mu wsparcie, wyparowało. 
Them good old boys were drinkin' whiskey and rye
Singin' "this'll be the day that I die,
This'll be the day that I die."
Wznoszony zostaje toast za te dobre dni, przez good old boys[ii] z Lubbock w Texasie, opłakujący śmierć swojego ukochanego syna  – Buddy’ego Holly’ego – śpiewając This'll be the day that I die, co jest parafrazą wersu Cause that'll be the day when I die z refrenu jego hitu That'll be the Day, w którym muzyk obawia się najgorszego – utraty miłości. 

Więc Miss American Pie reprezentuje prostszy, bardziej niewinny czas w życiu Ameryki, ale ten czas przeminął. Cytując Buddy Holly’ego:
You say you're gonna leave
You know it's a lie
'Cause that'll be the day when I die.


[i] *Nazwa samolotu, w którym zginęli Buddy Holly, the Big Bopper i Ritchie Valen nie nosił nazwy "American Pie" jak często się zakłada.
[ii] Don McLean mógł znaleźć inspirację do refrenu American Pie wraz z mało znanym wydarzeniem, które rzekomo miało miejsce w młodości McLeana: bar zwany The Levee w jego rodzinnym mieście New Rochelle w stanie Nowy Jork, został zamknięty, we wczesnej dorosłości McLeana, zmuszając go i jego kolegów od kieliszka do przejścia przez rzekę do Rye na posiłek. Drove my Chevy to the Levee but the Levee was dry może zawierać bardziej przyziemne znaczenie jak them good old boys mogliby pić whiskey w Rye. Wybrałam bardziej symboliczną interpretację refrenu, ale powyższy pomysł zdaje się również pasować, ale na poziomie znacznie bardziej osobistym. Ta historia została zbadana i wsparta bardzo mocno przez Marka Jordana.


Zdecydowana większość tekstu jest wolnym tłumaczeniem z tej strony. Kolejna część zostanie wkrótce opublikowana.

 

1 komentarz: